Krakowski artysta, Rafał Klimczak, ujawnia się w zupełnie nowej odsłonie muzycznej jako NEAL.

NEAL to solowy projekt Rafała Klimczaka, krakowskiego muzyka znanego z psychodeliczno-rockowych zespołów Neal Cassady i AcidSitter. Po kilku miesiącach intensywnych koncertów w całej Polsce i testowania nowej formuły, w której występuje sam, uzbrojony tylko w 12 strunową, akustyczną gitarę, przyszedł czas na debiutancki singiel artysty, będący jednocześnie pierwszą zapowiedzią nadchodzącej płyty Sex Tapes.

Od zawsze marzył mi się solowy projekt, bo taki najsurowszy sceniczny zestaw: tylko głos i gitara, to ostateczny test dla Twoich umiejętności piosenkopisarskich. Kawałek musi się bronić bez aranżacyjnych fajerwerków. W tej formule nie schowasz się też za kolegami, gdy coś pójdzie nie tak. Ale najważniejszy jest w tym intymny kontakt z publicznością, która chcąc nie chcąc, musi skupić się na tekście i na tym co mówię między piosenkami. W graniu zespołowym słowa giną. Tu powiedzenie: „uderz w stół, a nożyce się otworzą” sprawdza się dobitnie, po wielu koncertach ludzie przychodzili autentycznie poruszeni, chcieli podzielić się swoimi problemami, okazało się, że identyfikowali się z tym, co staram się przekazać. Choć nie zawsze miałem na to siłę, to jednak największa, najpiękniejsza nagroda za bezwarunkową szczerość w trakcie występu. I takie jest założenie tego projektu: szczerość przede wszystkim, choćby bardzo bolała — komentuje NEAL.

Artysta, kojarzony dotychczas z dość buntowniczym brzmieniem, pokazuje się w nowej, wrażliwej odsłonie, której nie brakuje jednak charakterystycznej dla jego dotychczasowej twórczości surowości. Debiutancki singiel NEAL’a  Stone In My Shoe, to akustyczna podróż singer-songwriterskim tropem Elliotta Smitha, Kevina Morby’ego czy Phoebe Bridgers. Nad utworem unosi się wyraźny duch lat dziewięćdziesiątych, w które NEAL brawurowo wskakuje na główkę.

Tekst kawałka jest słodko-gorzki i przytłaczająco szczery. W swojej historii NEAL zaskakuje figlarnością, która paradoksalnie współgra z nieoczywistą folkowością utworu, podkreśloną nostalgicznym brzmieniem wiolonczeli Natalii Orkisz (Namena Lala, Box Anima).

Kiedy jesteśmy w życiowym dołku, możemy mieć to szczęście w nieszczęściu, że pojawi się osoba, która chce nas z tego dołka wyciągnąć. I właśnie ta osoba wkurza najbardziej tak jak tytułowy „kamień w bucie” — dodaje NEAL.

tekst: materiały prasowe

Podziel się swoją opinią ;)