Już niebawem łódzki zespół Black Radio wydaje pełnowymiarowy album studyjny. Aby zanęcić nasze pożądliwości, opublikowali całkiem niedawno singiel “Seven Riders of the Sun“.
O nowym singlu, ale i o całej płycie także porozmawiamy z Dawidem Wajszczykiem.
Karolina Filarczyk
Dawid Wajszczyk (Black Radio):
Działacie od 2008 roku. Czy to oznacza, że Łódź to dobre miasto do “robienia” muzyki?
Każde miejsce jest dobre do tego, żeby usiąść z gitarą i pisać piosenki. Fakt, mieszkamy w Łodzi, tutaj gramy próby i pracujemy nad naszą muzyką, ale nie potrafię powiedzieć na ile puls tego miasta wyczuwalny jest w utworach Black Radio, tu musieliby się wypowiedzieć słuchacze. Dużo czasu spędzamy w koncertowych rozjazdach oraz w Poznaniu w Okolitza Studio, a ja piszę piosenki wszędzie, gdzie jestem. Jednak faktem jest, że łódzki underground ma wiele do zaoferowania — Jacek Bieleński, L.Stadt, Psychocukier, to już są dla mnie legendy, ale znam też ludzi bardzo młodych, którzy łapią za instrumenty i szukają swojego języka — to mnie ogromnie cieszy. Niektórych mamy nawet przyjemność wspomagać producencko w naszym studio wraz z Franciszkiem Stępniem (gitarzystą Black Radio). Myślę o festiwalu, który promowałby łódzkie podziemie muzyczne bez podziału na gatunki, ale z naciskiem na jakość, bo mamy wielu zdolnych tu, w Łodzi. Tak, Łódź to dobre miejsce, jednak potrzebne jest większe wsparcie dla wartościowych inicjatyw i lepsza opieka nad domami kultury.
1 czerwca 2019 ukazała się wasza EP-ka „Holy Mountain”. Plotka niesie, że już niedługo pojawi się pełnokrwista płyta. Zdradźcie nam, kiedy to nastąpi?
Jeszcze 30 Września tego roku ukazała się kolejna EP-ka – „Seven Riders of the Sun”, którą nagraliśmy z Łukaszem Wasielewskim na feacie. Poza singlami album zawiera dodatkowy utwór. Można go posłuchać tylko na fizycznym egzemplarzu, który dostępny jest na stronie wytwórni 33 Records. Po tym wydawnictwie następnym krokiem jest oczywiście płyta — album, który, dzięki pomocy ze strony naszych fanów i przyjaciół, nagraliśmy w Okolitza studio we współpracy z Michałem Wasylem. Pierwszego singla będzie można posłuchać już w listopadzie, a premierę płyty planujemy na marzec 2023.
Picatrix… jedna z najpopularniejszych i najstarszych ksiąg magicznych. Panowie, ale tak szczerze… Do wróżki też chodzicie? 😉 A tak poważnie! “Seven Riders of the Sun” – wasz najnowszy singiel był inspirowany treścią tej księgi właśnie. Co konkretnie chcecie nią przekazać swoim słuchaczom?
Tak, tekst jest inspirowany Picatrixem, jego treścią, ale chodzi też o powód, dla którego po tę księgę chce się sięgać. Pragnę zachęcać naszych słuchaczy do odkrywania, porzucania starych dróg i odnajdywania nowych. Jest na świecie dużo więcej niż korpo, leasing, religia i bitcoin, wewnątrz siebie mamy więcej niż na Facebooku a świat najlepiej obserwować własną soczewką, a nie tą w iPhonie czy na ambonie. Znam wielu naszych fanów (po koncertach zawsze lubimy chwilę zostać i porozmawiać z każdym), wiem, że to są ludzie z otwartymi głowami, mający swój rozum i takich rzeczy im nie trzeba tłumaczyć, dlatego tu nie chodzi o wbijanie komukolwiek przesłania gumowym młotkiem do głowy, tylko o podsycanie ciekawości. W tym tempie życia, które narzuca system, bardzo wiele nam umyka i coraz ciężej połączyć się energetycznie ze wszechświatem, choćby poprzez wyciszenie na spacerze w lesie. Serio, idź do lasu, a już zrobisz coś, żeby wyłamać się z błędnego koła. Picatrix to taki symbol, ale czaisz, o co biega, nie? A do wróżek nie chadzamy – proszenie kobiety, aby zaglądała w kule i brała za to pieniądze to bardzo przedmiotowe traktowanie. I do tego jakie drogie! [śmiech]
Ten singiel to totalna świeżość na polskim rynku! Chyba żaden z zespołów nie mierzył tak wysoko, jak wy! Nirvany, Pearl Jam, Alice in Chains… te zespoły właśnie tutaj słychać. Nie boicie się, że fani tych kapel zwyczajnie wydrapią Wam oczy?
Nie. Z mojego doświadczenia wynika, że każdy ma muzyczne skojarzenia z tym co jest mu dobrze znane. Innymi słowy — ilu ludzi tyle skojarzeń. Kiedyś podczas koncertu w Makakofonii w Antyradio ktoś napisał, że śpiewam jak Miles Kennedy — to bardzo miłe porównanie, ale szczerze wszyscy byliśmy nim zdziwieni. Litza czasami mówi „lubię takie głosy jak Ty albo Robert Gawliński”, także sama widzisz. Ja mam swoją drogę jako wokalista, a zespół Black Radio ma swoje brzmienie. Co mamy wspólnego z Nirvaną? Też gramy na gitarach i ja też bywam często wku****ny, zresztą pewnie w utworach słychać to bardziej niż „echa mrocznych ulic miasta, które nam matkuje” [śmiech]. W utworze ”Seven Riders of the Sun” słychać zespół Black Radio, ale jeśli ktoś ma skojarzenia z kapelami, które wymieniłaś, to odbieramy to jako komplement.
W piosence pojawia się świeża krew. Połączyliście siły z Łukaszem Wasielewskim. Szersza publika może kojarzyć go z programem Top Model. Jak trafiliście na siebie i co dalej z Waszą kolaboracją… będzie tego więcej?
EP-ka „Seven Riders of The Sun” jest na chwilę obecną zwieńczeniem naszej kolaboracji z Łukaszem. Singiel „Ona” ukazał się w grudniu 2021 i muszę przyznać, że po tej jednej piosence czuliśmy niedosyt zarówno w sobie, jak i ze strony słuchaczy, dlatego postanowiliśmy pójść o krok dalej, czego efektem jest tegoroczne wydawnictwo. Z Łukaszem przez jakieś 2 lata pracowałem w sklepie muzycznym w Łodzi i wtedy się zakumplowaliśmy — chodził na koncerty Black Radio, później nawet pomagał nam w logistyce sceny. Łukasz zawsze miał ciągoty do działań artystycznych, grał i rysował, próbował też swoich sił w pisaniu piosenek, co jakiś czas pokazywał mi szkice utworów i pytał o moje zdanie, aż w końcu zaśpiewał mi „Ona miała to coś, czego nie miał nikt inny”. Zainspirował mnie i niedługo potem mieliśmy skończoną kompozycję. Reszta, jak to mówią, jest historią.