„Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech. Nie poganiaj mnie, bo tracę rytm!” – tymi wersami z piosenki Maanam’u rozpoczął się koncert Natalii Przybysz w warszawskiej Stodole. Byliśmy tam i przepadliśmy!
Ten koncert był inny niż pozostałe koncerty Natalii, na których byłem. Natalia nazwała piosenki, które wykonała jako „piosenki spod powierzchni”, czyli takie, które nosi głęboko w sercu, ale nie zawsze były wybierane jako single.
„Bardzo jest dla mnie zdrowo i fajnie móc zaśpiewać rzeczy, które gdzieś były głębiej”
Natalia, tuż po krótkim wstępie i przywitaniu, wyznała, że zacznie od piosenki, która jest dla niej najtrudniejsza i póki jest trudna w tym kraju, będzie ją śpiewać. Było to niezwykle intymne wykonanie z mocnym, jasnym przekazem. „Przez sen” wprowadził całą widownię do świata artystki. Działo się tak z każdą kolejną piosenką, byliśmy bliżej, czuliśmy te emocje. Natalia ma coś takiego w sobie, że potrafi zabrać słuchaczy bezpośrednio do tych emocji, które chce, żebyśmy uruchomili. Jest w tym coś magicznego.
Nie ukrywam, że jestem fanem Natalii. Znam praktycznie wszystkie teksty jej piosenek i śpiewam w głos, razem z nią na koncertach. Dlatego tym bardziej podobała mi się formuła koncertu, w której artysta nie prezentuje głównie najbardziej znanych i popularnych numerów, a gra też te, które zawsze były w cieniu tych topowych. Dobrze było słyszeć Natalię w tak dobrej formie wokalnej, pomimo tego, że w rozmowie z publicznością było słychać, że boryka się z problemami z gardłem.
Pomimo tego, że mogłem stać przed barierkami, w przestrzeni dla mediów, nie skorzystałem z tego. Wybrałem miejsce w pierwszym rzędzie. Chciałem czuć się częścią widowni, wtedy odbieranie koncertu jest zupełnie inne. Czujesz na plecach energię setek ludzi, którzy razem z tobą odlatują. Tym razem i ja odleciałem. Ten koncert przypomniał mi, dlaczego uwielbiam Natalię Przybysz. Czułem się bezpiecznie, dobrze, trochę jak w domu, gdzie nic złego mnie nie spotka.
„Ta przestrzeń jest dla mnie święta” wyśpiewana z setek gardeł za mną sprawił, że razem stworzyliśmy tę świętą przestrzeń. Byliśmy tu i teraz. Nawet mnie tym razem wkurzało to, że muszę zrobić jakieś zdjęcia czy nagrania. Chciałem w jak największym stopniu po prostu tam być.
Ten koncert będę wspominał szczególnie dzięki takim utworom jak „Przestrzeń”, „Sto lat”, „Zew” czy „S.O.S.” z repertuaru Kabaretu Starszych Panów. Było to też pożegnanie z płytą „Zaczynam się od miłości”, którą Natalia stworzyła na podstawie niewydanych wcześniej tekstów Kory. Ujęły mnie głównie numery „Mama”, „Niedziela” no i oczywiście „Serce spokojne”.
Natalia zagrała w niezawodnym składzie: Mateusz Waśkiewicz, Pat Stawiński, Kuba Staruszkiewicz, Jurek Zagórski.
Oby więcej tak dobrych koncertów w tym roku!
Łukasz Krupa