„Ta niejednoznaczność i tajemnica zaczęły już chyba na dobre płynąć w naszych żyłach” rozmowa z zespołem MGŁY

Mgły to zespół nietuzinkowy. Ich muzyka pobudza nasze zwoje do działania w sposób bardzo podstępny i nietuzinkowy. Całkiem niedawno grupa wydała swój debiutancki album, o którym porozmawiamy.


Zapraszam do lektury obszernego wywiadu, z którego dowiecie się jak MGŁY rodziły się do życia, jak krystalizowała się muzyka do ich debiutanckiego krążka, a także jak Ich drogi skrzyżowały się z Kayaxem.

Polecam!


Karolina Filarczyk

MGŁY

Mgły… podzielcie się z nami, jak powstał pomysł na taką nazwę?

Szukaliśmy słowa, które kojarzyłoby się z tajemnicą, naturą i mrokiem. Taka też miała być nasza muzyka. Poza tym mgły są zawieszone między niebem a ziemią i to nas również w nich pociągało. Dodamy też, że mgły fascynują i potrafią być zwodnicze 🙂… i takimi mgłami chcemy być 🙂

Przybliżcie nam z grubsza, jak powstawał wasz zespół.

Założycielami zespołu są Ewa Wyszyńska i Piotr Grudziński, którzy poznali się na Akademii Muzycznej w Katowicach. Pierwsze, jeszcze minimalistyczne pomysły, powstały w 2013 roku, a w 2014 rozpoczęły się prace nad nimi już z całym zespołem. Pierwotny skład, jak dobrze pamiętamy,  uformował się 2017 roku i oprócz Ewy i Piotrka tworzą go: Ada Wyszyńska, Rafał Olewnicki, Wojciech Seńko i Bartek Mielczarek. 

Nasze ścieżki przenikały się dość często podczas najróżniejszych koncertów, prób, wydarzeń muzycznych i w pewnym momencie wiadomo było, że ostateczny skład nie może być inny niż ten dzisiejszy. Co ważne, spotykamy się też poza sceną, żeby czasem oddać się długim, nocnym rozmowom, nie tylko na tematy muzyczne.

„Samotna podróż do Arkadii”, to Wasz pierwszy album, ale na tzw. RYNKU jesteście znacznie dłużej. Ile czasu zajęło Wam dopięcie krążka na ostatni guzik?

Dość długo czekaliśmy na postawienie tej przysłowiowej kropki nad „i”, czyli na moment, w którym odbieramy nasze wydawnictwo z tłoczni. Praca nad płytą trwała długo, bo ta droga, mimo że na szczęście doprowadziła do celu, była zawiła i pełna czyhających na nas niespodzianek (np. w pewnym momencie, mniej więcej na półmetku skradziono nam komputer, na którym zgrane były pliki z naszymi niemalże gotowymi już piosenkami). Nad całością koncepcji muzycznej czuwał Piotrek, który miał wizję stylistyczną i brzmieniową albumu – to jego pierwsza produkcja, stąd, podczas tej skomplikowanej podróży, pojawiały się rozmaite problemy i rozterki. Pracę nad albumem podzieliliśmy na dwa etapy. W pierwszym wyprodukowaliśmy pięć utworów. Gdy nagrywaliśmy kolejne, te pierwsze stopniowo upublicznialiśmy i promowaliśmy. Dzięki temu zabiegowi mogliśmy zobaczyć, jaki jest odbiór naszej muzyki. Wszelkie opinie i sugestie słuchaczy były niezwykle pomocne w pracy nad drugą częścią płyty, w której, jak nam się wydaje, pojawiło się więcej odważnych rozwiązań i technologicznych nowinek.

Wydawnictwo to nie tylko sfera muzyczna, ale również masa innych zagadnień, m.in. oprawa graficzna okładki, kwestie formalne i dystrybucji. Wszystko wymaga czasu, a jak się z tym człowiek mierzy po raz pierwszy – nieustannego pogłębiania wiedzy i żelaznej cierpliwości 🙂

Podsumowując, cały proces pracy studyjnej, w tym dopinanie aranży, jak i profesjonalna rejestracja, trwał około 3 lata 🙂 Warto podkreślić, że biorąc pod uwagę dzisiejsze trendy, album jest długi, bo składa się, aż z trzynastu utworów.

Wasze piosenki nie są lekkie, łatwe i przyjemne – oczywiście nie mam na myśli nic złego! Wasze teksty zmuszają mózg do pracy, a muzyka przenosi serducho w inny wymiar. Tym samym Wasza twórczość osiąga pułap dla wielu z nas nieosiągalny. Nie łatwiej było pójść w disco? (śmiech)

Jesteśmy chyba idealistami i wciąż mamy wiarę, że nie tylko muzyką „pod nóżkę” człowiek żyje 🙂 Podczas dotychczasowych premier singli – mamy tu na myśli utwory melancholijne jak „Bałtyk” czy „Smutna piosenka” – przekonaliśmy się, że są odbiorcy, którzy pragną chłonąć przestrzenne dźwięki w samotności i zamyśleniu. Wiemy, że część z nich zasiada wieczorową porą wygodnie w fotelach i oddaje się właśnie takiej kołyszącej nucie. Z założenia celowaliśmy w niszową publikę. Wydaję nam się, że tacy słuchacze nie traktują muzyki jako tło lub element niezbędny do dzikich tańców:), ale poszukują w niej głębi, wsłuchując się uważnie w tekst i każdą nutę.

Świat pędzi, a my mamy wiarę, że na chwilę można ostudzić emocje właśnie przy takich „dream popowych” nutach.



Każdy zespół ma swój sposób na „robienie” płyt. Wy pracowaliście nad nią indywidualnie, kolektywnie, czy w parach?

Zazwyczaj każdy utwór, a właściwie jego wirtualny szkic, powstawał w zaciszu domowym Ewy i Piotrka. Potem przechodził stopniową metamorfozę – wirtualne instrumenty miały ustąpić miejsca tym prawdziwym.  Całą operację nadzorował Piotrek, który spotykał się osobno z każdym z muzyków. Z taką „zajawką”  utworu w pierwszej kolejności do czynienia miał Rafał, czyli nasz perkusista. Chłopaki spotykali się w naszej pracowni muzycznej, gdzie poszukiwali „groove’a” perkusyjnego i brzmienia samych bębnów. Ten etap był często kluczowy w kontekście charakteru utworu. Bywało tak, że nieskrępowana wyobraźnia Rafała, naznaczała w sposób znaczący charakter utworu, jak to np. miało miejsce w przypadku „Jesteś powieścią”. W zamyśle miała to być kołysząca ballada, ale wymyślony przez Rafała niespokojny, energetyczny beat w refrenach dodał utworowi wybuchowości. Następnie szukaliśmy brzmienia i partii basu, które Bartek z reguły wymyślał w tempie ekspresowym. Potem chłopaki, jako sekcja rytmiczna, jeszcze wzajemnie to konsultowali i dopracowywali. Gdy była już wersja utworu z konkretnym rytmem perkusyjnym, partią basu i wirtualnymi instrumentami harmonicznymi, do akcji wkraczał Wojtek, który jest prawdziwym ekspertem w kwestii brzmień. Zdarzało się, że zwoziliśmy wiele instrumentów klawiszowych do naszej salki prób, by przez dziesiątki godzin „przelatywać” przez niezliczone ilości fabrycznych brzmień. Tak było – dziesiątki, a może i setki godzin! To była strasznie mozolna praca, ale mamy poczucie, że udało nam się „wykręcić” kilka ciekawych, intrygujących „soundów”. W ostatniej fazie, jeśli chodzi o warstwę instrumentalną, Piotrek aranżował gitary. W tym momencie był już gotowy podkład do nagrania partii wokalnych. Jeżeli zaś chodzi o teksty, to powstawały one zazwyczaj na samym początku, już przy wymyśleniu melodii. Bywało jednak i tak, że tekst zaistniał na skutek inspiracji aranżem – jak np. w przypadku Drakuli. Nieodłączne naszej muzyce chórki i wokalizy, zarezerwowane były na sam koniec, gdyż zazwyczaj to one spajały wszystkie nasze piosenki.

„Bałtyk”, „Rzeka”, to piosenki, którą publiczność zna od dawna – one także znalazły się na płycie. Trudno było się z nimi rozstać, czy zwyczajnie chcieliście pokazać ich szerszej publice?

Oba te utwory, jako single – swoje premiery miały już jakiś czas temu, ale od początku mieliśmy takie założenie, by znalazły się na płycie. Jak wcześniej wspomnieliśmy, album produkowaliśmy w dwóch etapach i akurat Rzeka i Bałtyk były właśnie z tego początkowego okresu. Prawdę mówiąc, nie wyobrażalibyśmy sobie, żeby ich zabrakło na naszym pierwszym krążku. Było z nimi związanych tyle przeżyć, emocji, wzruszeń, że stały się nieodłącznym elementem naszej podróży do Arkadii. A, że „Samotna podróż” do Arkadii, jest poniekąd dziennikiem z podróży, musiało to zostać rzetelnie udokumentowane.

Które piosenki na płycie są Waszymi ulubionymi?

To pytanie chyba pozostawimy bez odpowiedzi, gdyż odpowiedzi musiałoby być, aż sześć 🙂

„Smutna piosenka” zdobywa listy przebojów, „Samotna podróż do Arkadii” zbiera niesamowite recenzje. Jak sądzicie, co sprawiło, że tak bardzo wpadliście słuchaczom w ucho?

Bardzo nam miło 🙂 Ten pozytywny odbiór, wydaje się potwierdzać, że jednak każdy z nas nadal szuka w muzyce odrobiny przestrzeni, intymności. Dla nas też priorytetem były melodie, które dałoby się zanucić, a co dziś nie jest wcale zjawiskiem powszechnym 🙂 Może słuchacze docenili też różnorodność gatunkową oraz eksperymenty brzmieniowe, a może uwagę przyciągnęły subtelne i momentami psychodeliczne wokale, czy niejednoznaczne, teksty 🙂 Tego do końca nie wiemy, ale będąc wiernymi fanami mgieł – jako wyjątkowo inspirujących zjawisk atmosferycznych, wolimy nie być absolutnie pewni. Ta niejednoznaczność i tajemnica zaczęły już chyba na dobre płynąć w naszych żyłach.



Klip do „Smutnej Piosenki” był kręcony nomen omen, we Włoszech. Kto by pomyślał, że w dzisiejszych czasach będzie to miało taki wymiar… Jak powstawała ta piosenka, o czym w niej traktujecie?

Na początku warto dodać, że „Smutna piosenka” w założeniu nie miała być smutna. Pierwsza wersja utworu była efektem zabawy aplikacją na tablecie. Podczas jednego z wieczornych spotkań ze znajomymi, powstał niewinny szkic utworu, który zagościł w naszych myślach, a następnie ewoluował nabierając melancholijnego odcienia. Gdy już uwidoczniła się warstwa muzyczna, przesycona tęsknotą i przestrzenią – słowa napisały się same. Piosenka miała zwrócić słuchaczom uwagę nie tylko na to, że każdy człowiek nosi w sercu historię, której nie widać na zewnątrz, ale też na to, że ta historia wraz z każda osobą, która ją słyszy nabiera innego sensu. Gdy patrzymy na wszystko z dystansu, okazuje się, że to inspirujące i niesamowite zjawisko towarzyszyło nam od początku tworzenia naszej muzyki. Ten flirt z odbiorcą jest właśnie tym, na czym zależy nam najbardziej, gdy ujawniamy światu nasze kolejne piosenki. Rezonowanie z słuchaczami, balansowanie na granicy interpretacji stało się dla nas niemalże jak narkotyki.

Krążek, który wydaliście, stał się pretekstem do Waszej współpracy z Kayaxem. Na czym polega wasz kontakt? Jak się udało nawiązać relację z tą wytwórnią?

Wytwórnia Kayax jest dystrybutorem cyfrowym naszej płyty czyli zadbała o to, żeby nasza muzyka znalazła się m.in. w serwisach streamingowych. Wcześniej, nasza kooperacja w ramach projektu My Name Is New, dotyczyła poszczególnych singli – „Rzeka” i „Nie mam czasu”. Właśnie ten projekt dla debiutujących zespołów, pozwolił nam nawiązać kontakt z wytwórnią, co zaowocowało kontraktem dystrybucyjnym, a wcześniej licznymi szkoleniami i koncertami na festiwalach. 

Pandemia pokrzyżowała nam wszystkim plany. Jak Wy radzicie sobie w tych niespokojnych czasach?

Prawdę mówiąc, przynajmniej na tym etapie, pandemia nie wywołała u nas większego szoku. Promowanie płyty to głównie praca biurowa, także bez wyrzutów sumienia, nawet przy słonecznej aurze, możemy słać tysiące maili z informacją, że już jesteśmy na świecie 🙂

Jak będzie wyglądać promocja płyty z COVIDEM w tle? Koncerty on-line, a może nielegalne plenerówki, jak to pokazała ostatnio jedna z polskich wokalistek?

Koncerty na razie są wielką niewiadomą, ale jak już wspomnieliśmy we wcześniejszym pytaniu, głównym narzędziem promocyjnym na obecną chwilę będzie komputer i internetowa otchłań.

Odnośnie koncertów on-line, to na pewno takie będą, o czym będziemy informować na naszych stronach.

Czego życzyć Wam muzykoholicznie na najbliższe tygodnie?

Wytrwałości w promocyjnych działaniach, dalszego, mistycznego niemalże rezonowania ze słuchaczami i natchnienia, bo powoli zaczynamy rozmyślać o drugim krążku 🙂


Drugi album? Biorę w ciemno! Bardzo Wam dziękuję za poświęcony czas.

Napisz komentarz