Jarmila Xymena Gorna, multiinstrumentalistka, kompozytorka, wokalistka, autorska tekstów, producentka. Jej twórczość trafia w wyższe partie świadomości słuchacza. Idealna dla wysublimowanego podniebienia konesera.
Rok zaczynamy z wysokiego „C”! Przedstawiam Wam rozmowę z osobą, która swoją energią i pasją do muzyki wprost zaraża! Jarmila Xymena Gorna, to niesamowicie barwna postać, a Jej twórczość znana jest w całej Europie. Łodzianka z urodzenia, europejka z wyboru. Całkiem niedawno ukazała się Jej kolejna płyta „Aspaklaria” i to o niej głównie będziemy rozmawiać.
Polecam Waszej uwadze!
Karolina Filarczyk
Jarmila Xymena Gorna
Z Łodzi ślepy los pogonił Cię w świat… Dlaczego wyjechałaś z Polski?
Żeby szukać czegoś czego nie było ani w Łodzi ani w Polsce! Ścigam to z resztą dalej, i mam nadzieję nigdy nie ustanie moje ściganie tej tajemnicy powodu dla którego tu w ogóle jestem?.
Muzyka od zawsze była blisko Ciebie. Grasz, śpiewasz, komponujesz, ale nie tylko… kiedy poczułaś, że to jej podporządkujesz swoje życie?
Chyba jeszcze przed urodzeniem! Naprawdę. Od dłuższego czasu próbuję zrozumieć jak to się dzieje, że jedną/jednego porywa w taniec ze sztuką, a drugą/drugiego w konflikt z polityką albo romans a matematyką! Po wielu latach refleksji i przemyśleń ‘antropologicznych’ (pół żartem-pół serio), dochodzę do wniosku, że w moim przypadku pochodzenie z rodziny muzyków było z pewnością ogromnym czynnikiem deterministycznym. Ale! Z kolei moja siostra nie ma z muzyką w zasadzie nic wspólnego, w sensie totalnej, a wręcz szalonej determinacji, by na przykład ukształtować swoje muzyczne pomysły w formę częstotliwości dźwiękowych, i spójnie nadać im kształt, który odbiorca potem nazywa nagraniem, lub albumem… Ten głód samospełnienia, ta pasja – z tym człowiek się po prostu pojawia na tej planecie, a potem pozostaje jej/jemu tylko wierność spełnienia tejże pierwszej źródłowej misji. Wiesz Karola, moja Mama błogosławionej pamięci, Danka Żyllanka, była śpiewaczką Teatru Wielkiego w Łodzi. Pracowała na scenie opery do kilku godzin przed moimi urodzinami. Wychowałam się więc, jeszcze przed tzw. przyjściem na świat, w krainie nieskończonych harmonii i kolorowych partii orkiestralno-chóralnych… Ale czy to każdemu zagwarantowałoby tę niekończącą się wspinaczkę pod górę własnego samo-zrealizowania się jako producentka, kompozytorka, wykonawczyni, i to – wierz mi – wspinaczkę z przeszkodami?
Długo zastanawiałam się do czego porównać twoją muzykę. W końcu doszłam do wniosku, że chyba kalejdoskop będzie najtrafniejszy. Mnóstwo w nim malutkich, kolorowych elementów, które są w ciągłym ruchu. Tworzą coraz to nowe, niepowtarzalne kompozycje. Jak Ty byś ją nazwała? Da się ją w ogóle sklasyfikować?
Kalejdoskop to cudowne określenie, Karola. Dziękuję Ci. Określenie to kojarzy mi się zarówno z kolorem, jak i ruchem, ale także z symetrią i czymś ‘zorganizowanym’. To chyba coś z czym rzeczywiście się utożsamiam. Uwielbiam głębszą formę w muzyce – poza tym, że często sięgam do elementów improwizacji, i lubię poddać się skrzydłom wolności we frazowaniu, to jednak jestem też niewolnicą jakiemuś częściowo podświadomemu podporządkowaniu się głębszej formie. Lubię po prostu – i to często podświadomie – kiedy jest w tym jakaś podświadoma wyższa Mądrość, jakiś ład, kiedy mam okazję być tylko przekaźnikiem czegoś większego ode mnie, co pozwoli mi nadać dźwiękom jakiś dojrzalszy, zainspirowany kształt. Uwielbiam też kierunek. Wektor w ‘moich’ utworach. W każdej kompozycji musi być pewnego rodzaju silne dążenie. Konflikt i rozwiązanie. Wędrówka. Opowieść.
Ta różnorodność pomaga w zdobywaniu nowej publiki?
A to podchwytliwe pytanie! (żart!). Zależy chyba od specyfiki publiki… ? Ale owa różnorodność z pewnością nie jest celem zdobywania nowej publiki…
Twoja droga muzyczna jest niesamowicie kręta. Na studiach jazz, potem bardzo intensywnie zajmowałaś się folkiem, a potem ta muzyka, którą tworzysz teraz. Intensywna, kolorowa, różna. Jak to się dzieje, że odnajdujesz w sobie tak odmienne kierunki.
Na początku byłam ‘zaprogramowana’. Tak jak jest w życiu. Przedstawia się młodej osobie nowe inspiracje. Powoli, przechodząc przez wędrówkę poprzez czas i przestrzeń, zwaną również ludzkim życiem, osoba ta poznaje różne nowe bodźce i dotychczasową spuściznę człowieczeństwa. Było to nieunikalne, że kiedy przedstawiało mi się klasykę czy jazz, rock, world i folk, w wielu przypadkach coś we mnie „zarezonowało”. Coś w środku drgnęło i nakazało, bym dała temu „głębszego ucha”, i głębi serca i ducha.
W pewnym jednak momencie – nie wiem, dlaczego – poczułam potrzebę zrzucenia z siebie jarzma tego programowania. I rozpoczął się intensywny okres „poszukiwań w ciszy”. Przestałam słuchać muzyki, kupować płyty (bo wtedy muzykę się jeszcze kupowało!), poddawać się sugestiom, wpływom… Najważniejsze w tym okresie było dla mnie wysłyszenie muzyki, która grała we mnie. Bez żadnych zakłóceń, bez żadnych zniekształceń. I okazało się, że nie było tam żadnej ciszy. Było głośno i intensywnie, ale właśnie w taki kolorowy sposób, taki Jarmilowo-kalejdospokowy.
Niedawno pojawiła się twoja nowa płyta „Aspaklaria”. Co oznacza ta tajemnicza nazwa?
W antycznym języku Aramejskim oznacza to ‘obiektyw’. Ściślej to określając, wyrażenie „aspaklaria meira” to czysty, a właściwie zupełnie przezroczysty obiektyw. Odnoszę się tutaj do duchowych inspiracji mistyki hebrajskiej, a konkretnie Gemary, w której podano, że „wszyscy wizjonerzy postrzegali [rzeczywistość] poprzez nietransparentny obiektyw, a Mojżesz postrzegał poprzez totalnie przezroczysty obiektyw” (Talmud, Yevamot 49b). Czyli że są różne kategorie, różne poziomy wizjonerstwa. Jest jednak jeden wizjoner, który ma swoją własną kategorię i unikalny rodzaj wizji… Wydaje mi się, że jest to fascynujące, i godne dalszego zgłębienia…
Jeśli pozwolisz, zapraszam czytelników do obejrzenia dwóch video własnej produkcji, na te tematy:
Czy jesteś Aspaklarią – twój barometr duchowy – Jarmila w rozmowie z Dr Shalomem Springerem
oraz:
Melodia ujawnia mistyczną tajemnicę – czyli więcej o 'Aspaklarii’ Jarmili Górnej – polskie napisy
Z czego jesteś najbardziej dumna opowiadając o tej płycie właśnie? Czym chciałaś się podzielić ze swoimi fanami najbardziej?
Jest naprawdę wiele opowieści związanych choćby z powstawaniem tej płyty, którymi chciałabym się podzielić z tymi, którzy chcą to ode mnie otrzymać. Z pewnością, dla mnie osobiście, płyta ta (podobnie jak poprzednia, „Hashgachah”, choć w inny sposób) jest świadectwem możliwości pokonania własnych, niezliczonych ograniczeń i równie wielu przeszkód. Życia pod prąd. Rozpadzie i rekonstrukcji własnego „ja”. Dążenia w zamierzonym kierunku. Padania i podnoszenia się. Ale ustanego trzymania oka na kursie i dopilnowywania, by przy okazjonalnym zejściu z kursu powróciło by się jednak do niego. Wiernie. Niewyczerpanie. Z tą samą pasją. Z tym samym niezwyciężonym, niezmęczonym przekonaniem…
Jestem może nie tyle dumna, ile wdzięczna, że udało mi się spoić w jednym dziele zarówno nowoczesne brzmienia i style oraz niekonwencjonalną ekspresję wokalną, jak i antyczny hebrajski mistycyzm. Przyszłość z przeszłością w teraźniejszości. Każda piosenka jest wzbogacona inspiracjami ze sfer mistycznych lub żydowskiej duchowej głębi. Umieściłam je we wkładce do płyty kompaktowej, na swojej stronie, pod teledyskami na YouTube.
Ogólnie jestem zaintrygowana pytaniem, które często zadaję sobie jak i swoim słuchaczom: czy skarby hebrajskiego mistycyzmu są w ogóle jeszcze aktualne (i do jakiego stopnia) w erze nowoczesnego humanizmu, w której obecnie egzystujemy? W erze, kiedy to po raz kolejny człowiek jest zredukowany do organizmu biologicznego i wystawiony na naprawdę „ślepy” determinizm losowy. Podam może przykład jednego takiego mojego super-odkrycia i zapraszam do refleksji: czy coś w tym rzeczywiście jest?…
Otóż jestem szczególnie zafascynowana eksploracją takiego dość szokującego w swojej piękności przesłania. Na tym oparta jest większość mojej twórczości, ale jak się za chwilę dowiemy, cały świat i jego historia operuje bazując się na tymże ‘duchowym prawie’.
Według żydowskich mistyków światem włada pewien mechanizm dwoistości, którą nazwę z hebrajskiego „Emet i Emunah”. Jest tzw. faza pierwsza i faza druga. Faza pierwsza, nazwana przez mistyków: „emet” (po hebrajsku: „prawda”) to moment zainicjowania totalnej inspiracji pochodzącej z zewnątrz, powiedzmy z „pierwotnego źródła”. Moment „objawienia”. To wtedy wiemy, co jest transparentną prawdą, w jakim kierunku podążać i dlaczego. Jest kompletna jasność i nie ma najmniejszej wątpliwości.
W momencie osiągnięcia szczytu tego „olśnienia” i utwierdzeniu się, że teraz już wszystko jest jasne i oczywiste, i jestem na całe życie oddana temu, żeby wiernie podążać wyznaczoną mi w ten sposób drogą, następuje nieoczekiwane odebranie mi tej pewności. Następuje szokująco noc i jestem pozostawiona nagle w zalęknionej samotności i oddana przerażającej ciemności. Z momentu na moment nic już nie jest takie przezroczyste i oczywiste. Rodzą się wielkie wątpliwości i bolesna tortura zatraty czegoś tak pięknego i czego co kiedyś dane mi było doświadczyć, ale to magiczne „coś” o nieskończonej piękności i harmonii, nagle jest mi odebrane. Znika.
To moment wkroczenia w fazę drugą o nazwie „Emunah”. Nie tłumaczy się tego hebrajskiego słowa jako „wiara”, lecz „wierność”, a to fundamentalnie ważne rozróżnienie. „Wiara” wymaga „ślepego” oddania się czemuś co może nigdy nie było zweryfikowane szczegółową analizą itp. „Wierność” zaś polega na wiernym oddaniu się błyskowi tego pierwszego czystego światła prawdy. Trudność polega na tym, że to oryginalne pierwsze światło nie świeci już i nie prowadzi nas w tak samo intensywny sposób jak w momencie swego pierwotnego „objawienia”.
To trochę przypomina wędrówkę poprzez ciemny las, w środku nocy, w czasie burzy. Ścieżka jest wąska, zawiła i niewidoczna. Od czasu do czasu jednak błyskawice ją oświetlają, ale tylko na kilka milisekund, sekund. Zaraz jednak znikają i znów pozostawieni jesteśmy w ciemności. Ale pamięć wizerunku oświetlonej przed nami ścieżki i WIERNOŚĆ tej pamięci, temu wizerunkowi – to właśnie umożliwia nam dokonania następnych kroków w zamierzonym wcześniej kierunku…

Jesteś multiinstrumentalistką, piszesz teksty, śpiewasz – jednym słowem „człowiek orkiestra”! Płyta została stworzona i nagrana w Twoim własnym studiu wyłącznie przez Ciebie, czy pozwoliłaś, by ktoś Ci w tym pomógł?
Pozwolę sobie z wielkim do Ciebie szacunkiem to skorygować. Tak, zgadzam się z tym, że przede wszystkim podobno jestem totalną despotką, jeśli chodzi o ustalanie i konsekwentne realizowanie zamierzonego kierunku w danym twórczym projekcie. Ktoś przecież musi być sternikiem i zadbać o to, żeby statek dopłynął do zamierzonego portu. Jednak w załodze było kilka bezcennych talentów. David Farren, który jest współzałożycielem kultowego zespołu brytyjskiej muzyki Ska, Bad Manners, zagrał między innymi fenomenalne według mnie partie gitar elektrycznych. Tutaj naprawdę, choćbym nie wiem, ile go chwaliła, nie mogę go przechwalić. Są w tych partiach pewne dźwięki, pewne frazy z pogranicza geniuszu. Ja nigdy bym na coś takiego nie wpadła. Poza tym, że dodaje też kontrabas i bas, David od wielu lat również projektuje grafikę i oprawę plastyczną do obu płyt i wszystkich innych projektów wizualnych. Jest wszechstronnie uzdolniony i zawsze wykonuje wszystko to co robi – dla dobra artysty, i nie dla swojego „ego”. Na gitarach gra jak gwiazda, a jednocześnie z wielką pokorą i bez żadnych ograniczeń powierza mi swoje partie do „cięcia” na „stole mikserskim”. Idealny partner do współpracy.
Larry Holcombe (Get to Know) ukrasił moją produkcję kilkoma wprost bezcennymi elementami dodatkowego programowania, a swoje czarujące głosy dodali Lidia Pacak i David Hyatt. Album miksował Matt Lawrence (laureat Grammy za „Babel” Mumford & Sons), zaś swój mastering zawdzięcza Stuartowi Hawkes’owi („Back to Black’ Amy Winehouse).
A czy jest na statku również kapitan?
Jest Kapitan. Jest na statku i poza statkiem, czuwa wszędzie. Czasami i mnie sternikowi zdarza się lekko zejść z kursu. Jest wszędzie dookoła wiele źródeł stymulacji i rozpraszających „zewnętrznych bodźców”. Kapitan czasami puka do mojej kabiny i nawołuje: „Wierzę, że to tylko takie chwilowe zachwianie sterem. Wierzę, że nie zapomniałaś, gdzie płyniemy, oraz co najważniejsze – jaka jest nasza misja”. I w tych cichych, prywatnych momentach, udaje mi się wszystko zresetować i wyprowadzić nasz wehikuł z tarapatów potencjalnej samo-zdrady czy też chwilowego, a jednak grożącego przecież katastrofą zagubienia się w manewrach labiryntu wewnętrznego hałasu i ciemności…
Jak długo pracowałaś nad nowym materiałem?
O… trudno to tak przeliczyć. Pierwsza płyta „Hashgachah” została wydana w 2004, a obecna „Aspaklaria” w 2018. Czy zajęło mi 14 lat, żeby ją stworzyć? Nie… Najpierw około 5 lat zajęło mi zakochanie się, złamanie mi serca i potem opieka nad dobrzejącym sercem ☺️… Potem budowa domowego studia nagraniowego, gromadzenie i zapoznawanie się ze sprzętem. W czasie tegoż zaprzyjaźniania się z moim Telefunken’em CU-29, i pre-amp’em Neve, kompresorem API i Logic’iem, tworzyłam i nagrywałam piosenki do płyty „Aspaklaria”. To była w sumie przepiękna, choć długotrwała podróż. Mam nadzieję, że jednocześnie była inwestycją w następne płyty, i że nagranie i wyprodukowanie trzeciej, już całkowicie utworzonej płyty „Ahava” pójdzie trochę szybciej. Chociaż trochę! ?
Ostatnio ukazał się już drugi (po „Aspaklaria”) teledysk do piosenki z płyty, tj. do „Only You”. Niesamowity świat ubrany w dźwięki i twój głos. Kto był pomysłodawcą tej opowieści?
„Only You” to właśnie doskonała ilustracja mechanizmu „Emet-Emunah”, o którym opowiadałam Ci wcześniej. Jej bohaterką jest postać o imieniu „Dusza”, a piosenka opisuje podróż Duszy w czasie, poprzez przestrzeń fizyczną tego świata, od narodzenia, poprzez resztę jej życia, do ostatniego momentu… Przed zawitaniem Duszy na tym świecie, konkretnie w ciele noworodka, jej misja na tutejszej ziemskiej matrycy, jest dla niej jak najbardziej oczywista. Lata upływają, wędrówka przez czaso-przestrzeń zwaną ludzkim życiem, trwa. Wyzwaniem dla Duszy jest to, żeby w trakcie tejże swojej ziemskiej bytności, nie zatracić świadomości jaki był w ogóle powód jej przybycia i jej tutejszej egzystencji. Dlaczego tu jest i jaki jest tego cel. Choć trudno jest ująć tego rodzaju mistyczno-metafizyczne zadumania w słowa, i zawsze lepiej czuję się w ekspresji bezsłownej, jednak mam wrażenie, że piosence udaje się odpowiedzieć na te z pozoru retoryczne pytania. W jednym magicznym zdaniu. Czy noc czy jest dzień, czy jasność czy jest ciemność, Dusza wyśpiewuje swoje motto: „Only You, only You, I sing all my being to”, czyli: „Tylko dla Ciebie, tylko dla Ciebie, wyśpiewuję samą siebie”.
Muszę tu dodać, jak mam wielką satysfakcję z pracy twórcy teledysku, Tomasza Głodka, który dzięki swojemu talentowi niezwykłej wyobraźni, dodał tej produkcji jeszcze głębszy wymiar i „szósty zmysł”. Wzbogacił moją opowieść jeszcze większą dozą tajemnicy. Jednym słowem jest mistyczny teledysk do mistycznej piosenki.
Wracasz czasem do Polski myślami, bądź ciałem podczas procesów twórczych? Myślałaś, by napisać piosenkę po polsku?
Po trzydziestu latach pobytu poza jej granicami i przy okazji kilku wywiadów, które miałam ostatnio zaszczyt dać w programach radiowych w Polsce, w zasadzie zaczęłam poznawać nasz kraj i ich ludzi na nowo. Nauczać się tej naszej Polski powtórnie. Będąc całkowicie wierną mojej rodzimej Łodzi, dodatkowo – ale to powierzam czytelnikom tak w sekrecie, ażeby Łódź nie była zazdrosna – zakochałam się ostatnio we Wrocławiu. Wszystko to sprawia, że odezwały się we mnie pewne sentymenty i rzeczywiście coraz częściej zaczynam znowu myśleć polskimi składniami i wyrażeniami. A dodam nie bez wstydu, że przy okazji pierwszego wywiadu radiowego z Piotrem Majewskim w RDC i tego z Hanką Wójciak w Radiu Kraków, byłam bardzo, ale to bardzo przejęta tym, że słychać podobno mój „akcent”, a co gorsza nie pamiętam wielu słów i wyrażeń itp. Ale czuję, że im częściej mam okazję używać polskiego języka, tym lepiej mi to wychodzi… Zatem kto wie, czy kiedyś polskie teksty się nie pojawią.
Muszę jednak przyznać, że zawsze chyba bezsłowna samo-realizacja twórcza pozostanie najbliższa mojemu sercu, a ściślej mówiąc mojej duszy. Moim ulubionym i najwierniejszym sposobem wyrażania swego wnętrza i nadawaniu jemu ekspresji wokalnej.
Pierwsza płyta „Hashgachah” jest albumem całkowicie bezsłownym (poza tytułami). Pewnych prawd nie daje się po prostu ująć w żadne słowa.
Jest szansa, by usłyszeć Twoje kompozycje gdzieś w Polsce?
Tęsknię za tym, żeby tak właśnie się stało i działo. To pewnie taki zew krwi. Zatem do zobaczenia w ukochanej Polsce!
Jarmila Xymena Gorna
Jarmilę można znaleźć tutaj:
Homepage – http://www.jarmilagorna.com
Apple Music – http://bit.ly/jarmila-xymena-gorna-apple-music
YouTube – http://bit.ly/jarmila-xymena-gorna-youtube
Facebook – https://www.facebook.com/jarmilagorna/
Spotify – http://bit.ly/jarmila-xymena-gorna-aspaklaria-album-spotify
Amazon – http://bit.ly/jarmila-xymena-gorna-amazon-music
CD Baby – http://bit.ly/jarmila-xymena-gorna-aspaklaria-cdbaby