[RECENZJA] “Central Park” – IGNACY

Świat muzyki zalewany zewsząd nowościami nie jest w stanie, choć na chwilę wyhamować

W gąszczu singli, albumów, debiutów znajdują się jednak akcenty, na których warto nieco dłużej zatrzymać swoje ucho.

IGNACY to młody i niewątpliwie zdolny wokalista, który zdążył dorobić się już kilku sukcesów. Jego “Czekam na znak” na dobre zadomowił się w rozgłośniach radiowych i uchu słuchaczy. Młody wokalista, zauważony przez Igora Herbuta, pod jego skrzydłami stara się zaistnieć na polskim rynku fonograficznym. Pod koniec października do obfitego zbioru jesiennych wydawnictw trafił “Central Park” – debiut wydawniczy Ignacego.

Album składający się jedenastu utworów to kompilacja piosenek mająca na celu zabrać słuchacza w swoisty spacer po emocjach i doznaniach.  Znajdziemy tu radość, smutek, gniew, poczucie wyobcowania, niepewność, przesyt, niedosyt. Początkujący artysta daje upust swoim demonom zarówno w warstwie lirycznej, jak i muzycznej na płycie – wszak każda z płaszczyzn jest jego autorstwa. 

Mimo że to debiut, to ma się wrażenie, że album znamy bardzo dobrze. Dlaczego?  Wydawnictwo zawiera 6 singli, które już doskonale znamy z platform streamingowych. Niedosyt nowości od nowego artysty jest sporym rozczarowaniem. Piosenki, które są “świeże” nie odbiegają zbytnio od tego, co już doskonale znamy, a wokal Ignacego, mimo że bardzo charakterystyczny, ginie w gąszczu dźwięków.

Na największą uwagę na albumie Ignacego zasługują duety. Paulina Przybysz i Zalia tchnęły w ten album nową energię. Miks głosów piosenkarek i młodego adepta sztuki wokalnej brzmią bardzo ciekawie, a sama linia melodyczna, charakterystyczna dla każdej z nich daje do myślenia.

Podziel się swoją opinią ;)