Wczorajszego wieczoru w Poznaniu rządzi pasky, wszelakie czerwienie połączone z czernią i bielą. To barwy wyraziste, które idealnie oddają temperament gwiazdy, która zagrała na Dziedzińcu klubu TAMA. Mowa oczywiście o Mery Spolsky i jej drugim koncercie na żywo, który miał miejscew tych trudnych czasach.
Pisząc tę relację wróciłam do tej, którą napisałam dwa lata temu, gdy Mery odwiedziła Blue Note i promowała wtedy debiutancki album „Miło było Pana poznać”. Od tamtego dnia artystka ma za sobą przede wszystkim premierę drugiego krążka „Dekalog Spolsky”, jeszcze większe grono oddanych fanów,występy na festiwalach i wyprzedane koncerty z tym zeszłorocznym na finał trasy jesiennej w warszawskiej Stodole, gdzie koncert początkowo zaplanowany na małą scenę przeniósł się na tę główną i to z SOLD OUTem. Mimo tych sukcesów, słowa które wtedy napisałam dziś są wciąż aktualne,
a nawet jeszcze bardziej:
„Mery już na scenie daje się poznać jako przekochana, roześmiana od ucha do ucha, ogromnie utalentowana artystka. W jej przypadku nie można mówić o barierze gwiazda – fan, ona nie istnieje. Bezpośrednia i odprężona, sama nie wiem czy większą zabawę mieliśmy my na sali, czy Mery na scenie. Radość i szczęście namalowane na jej twarzy zarażają optymizmem i ta cudowna wdzięczność wymieszana ze wzruszeniem, gdy ludzie śpiewają jej teksty piosenek!”
Miło się wraca na koncerty Mery, oj bardzo! Energia wciąż żywa i tak naturalna jak przy pierwszych koncertach, pewna siebie Mery emanuje szczęściem z powrotu na scenę, co wielokrotnie podkreślała. Ta dziewczyna Spolsky stała się swoją najlepszą reklamą, nie dziwie się, że ludzie lgną do niej a pod sceną gromadzą się tłumy fanów odzianych w pasky. Już nie mogę doczekać się kolejnego spotkania z tą wyjątkową, Kosmiczną Dziewczyną!
Zajrzyj po więcej: