Swiernalis prywatnie Paweł Swiernalis. Muzyk, kompozytor, autor tekstów i nie tylko. “Szaleniec”, to Jego najnowszy singiel, który powstał we współpracy z Michałem Kmieciakiem.
Zapraszamy do lektury mojej rozmowy z Pawłem. Dowiecie się z niej m.in. jak to się stało, że muzyka skradła Jego serce, jak wyglądała współpraca z Michałem przy tworzeniu singla. Artysta zdradzi nam także jak trafił do Kajaxu i kim jest tytułowy “Szaleniec”.
Polecam!
Karolina Filarczyk
Swiernalis
Kim chciałeś zostać mając 5, 10 i 15 lat?
Przez długi czas chciałem być wynalazcą/inżynierem. Często w domu budowałem różne konstrukcje, długie tunele, którymi puszczałem piłeczki golfowe i pingpongowe. Lubiłem też rozkręcać i rozmontowywać wszelkie urządzenia, ale zazwyczaj w następstwie nie mogłem ich złożyć z powrotem i nie działały, więc chyba nie miałem ku temu predyspozycji.
Później chciałem zostać księdzem – na szczęście w porę mi przeszło. Ale gdzieś tam też podskórnie chciałem śpiewać, pamiętam jak z wypiekami oglądałem pierwsze odcinki Idola i w każdy weekend czekałem na 30 Ton i Mop Mana.
Każdy artysta wyraża siebie na swój własny sposób. Kiedy poczułeś, że muzyka będzie tym twoim?
Nie jestem pewien, kiedy to przyszło, raczej był to jakiś proces. W harcerstwie nauczyłem się grać na gitarze, wcześniej pisałem jakieś mierne wiersze, które były zaczątkiem tekstów – ale zawsze pociągało mnie bycie piosenkarzem, pamiętam, że za czasów dziecięcych bardzo podniecałem się programem Mini Playback Show.
Których artystów słuchałeś jako dziecko, a których słuchasz obecnie?
Jako dziecko słuchałem mnóstwo muzyki z programów telewizyjnych – w czasach, kiedy jeszcze MTV puszczało teledyski. Moja mama wcześnie wychodziła do pracy zostawiając mnie samego, więc zanim wyszedłem do szkoły zazwyczaj przez prawie 2 h siedziałem sam i na zmianę oglądałem MTV, Viva Zwei i inne kanały, gdzie oglądałem teledyski Lennego Kravitza, Nirvany, czy Bloodhound Gang. A w niedzielę przed kościołem Disco Polo Live – dla przeciwwagi. Później, bardziej świadomie zgłębiałem muzykę, której słuchał starszy brat – od Prodigy, przez Liroya, RHCP, czy Creed. A lata nastoletnie to klasyki typu Coma, Pidżama Porno, czy System of A Down. Pierwszym zespołem, który zrobił na mnie ogromne wrażenie i został aż do dziś, był The Doors, których dziś już słucham mniej. Ale The Smiths, czy The Cure zostało ze mną do dzisiaj.
Jak wyglądały twoje początki? Było łatwo, a karierę podano Ci na tacy, czy wprost przeciwnie?
Nie było łatwo, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że to nie ma większego sensu, ale nie o to chodziło. Nie miałem wykształcenia, kasy na instrumenty ani pojęcia o co w tym chodzi. Miałem parę zeszytów z tekstami i pewność, że chcę w to brnąć. Pierwsze kapele były niewypałami, z pierwszego poważnego zespołu zostałem wyrzucony – to wszystko było bardziej przygodą. Wszystko zmieniło się kiedy poznałem Paulinę – moją menagerkę po dziś dzień, która mocno uwierzyła we mnie i od samego początku wspiera mnie w tym wszystkim, z czym nie dawałbym sobie rady. I tak krok po kroku, w przedziwnym chaosie i splocie zdarzeń trwa to do dziś.
I pewnego dnia trafiłeś do Kayaxu. Zapewne wielu młodych artystów jest ciekawych, jak się dokonuje takich rzeczy. Opowiedz nam, jak zaczęła się Twoja historia z tą wytwórnią.
Odkąd kojarzę swoją świadomość branży muzycznej, Kayax zawsze był wytwórnią, którą się jarałem – ich artystami, gustem i co się później okazało ludźmi, którzy to tworzą. I tak poznaliśmy Tomika, który od początku dawał znaki, że to się może się udać – i pewnego dnia podczas Spring Break’a dorwaliśmy go z Pauliną, dałem mu swoją płytę Lord & the Liar i od tego czasu pozostaliśmy w kontakcie, który przerodził się w to co ma miejsce dzisiaj.
Słuchając twojej muzyki, odbiorca nie ma łatwego zadania. Piosenki, które tworzysz mają co najmniej jedno dno. Teksty, które piszesz, są czasami przerażająco szczere, a muzyka momentami wręcz irytująca. Nie boisz się, że dawka tak mocnych bodźców może odstraszać potencjalnych, Twoich słuchaczy?
Wiem, że to nie jest łatwe, ale nie boję się tego – gdybym się bał, to śpiewałbym o rzeczach błahych i mniej dla mnie istotnych, a muzykę, którą tworzę nie uważam za irytującą, gdyż są to harmonie i brzmienia przyjęte ogólnie jako przyjemne. Głównym i najczęstszym zarzutem jest fakt, że jest smutna, ale nie mam zamiaru z tym walczyć, to naturalna emocja jaka ze mnie wypływa.
W natarciu Twój drugi album. Zdradź nam proszę więcej szczegółów. Kiedy planujesz premierę, jak będzie zatytułowany krążek?
Premierę planuję na początku przyszłego roku – po takim czasie od debiutu chcę zadbać o każdy szczegół tego krążka, bo jest on dla mnie w tym momencie najważniejszy na świecie. Płyta będzie szybsza, ale wciąż melancholijna, jednak smutek zamieniony zostanie w energię. Dokładną datę i premierę podamy już niedługo.
“Szaleniec”… utwór, który powstał we współpracy z Michałem Kmieciakiem. Jak powstał pomysł, by wspólnie stworzyć coś nowego?
Szaleniec to pomysł Michała, z którym od dawna spiskowaliśmy, ażeby stworzyć coś wspólnie, no i w końcu się to udało. Michał zaprosił mnie do siebie, przedstawił muzykę i zaczęło się – proces powstawania tej piosenki był bardzo szybki i naturalny, jak wodospad – bez udawania i spinania się na jakąkolwiek konwencję.
Kim jest ów “Szaleniec”?
Najprościej mówiąc to osoba, która pogrąża się w miłości wiedząc, że nie jest ona warta swojej ceny, to każdy – kto kiedykolwiek poczuł się w ten sposób.
Twoje teksty, to projekcje z życia, przemyślenia, czy bardziej obraz tego, co obserwujesz wśród swoich najbliższych i nie tylko?
W zasadzie to zbitka tych wszystkich rzeczy, które wspominasz – ale na pewno są to historie rzeczywiste, bazujące często na moich doświadczeniach, czasami – w mniejszym stopniu sytuacje poznane/znalezione okraszone swoimi przemyśleniami.
Piosenka, ta to także projekt, który powstał na okoliczność projektu “My Name Is New”. Opowiedz nam coś więcej na temat tego przedsięwzięcia.
Przez 2 miesiące byłem ambasadorem projektu MNIN, który pomaga młodym zespołom w przedarciu się do szerszej grupy odbiorców. Jako zakończenie tego okresu celebrowaliśmy to utworem, o którym mówimy – żeby pozostawić ten czas miłym wspomnieniem, a także po prostu wypuścić utwór, który powstał jako ciekawe zrządzenie losu! No bo co robić w życiu, jeśli nie celebrować, że możemy istnieć i tworzyć?
I co dalej Panie Swiernalis? Nowa płyta za chwilę, a potem… koncerty, promocja, urlop?
Cały czas pracuję nad płytą i im więcej mija czasu, tym mam wrażenie, że więcej jest do zrobienia. Bo chcę zrobić to jak najdoskonalej a wiadomo, że czekanie wzmaga apetyty – także mój! Chciałbym, aby zgodnie z planem płyta ukazała się na początku roku, a później jeździć z nią jak najwięcej, gdyż mam ogromny głód grania z tym materiałem i zespołem, który tworzymy wraz z chłopakami. O urlopie póki co nie marzę, na to jeszcze przyjdzie czas.
Czego nasza redakcja może Ci życzyć tuż przed premierą albumu?
Siły, szczęścia i cierpliwości – bo tego mi najczęściej brakuje, a ciężko to kupić!
Zobacz więcej: