Zapraszamy do lektury wywiadu z zespołem IKSY – niebanalną formacją ze Śląska, która z wdziękiem balansuje między alternatywą a folkiem.
Ich twórczość to mieszanka ironii, gier słownych i muzycznej przewrotności, której towarzyszy głęboki, magnetyczny głos Agaty Dudy. Zespół odważnie podąża własną drogą, tworząc muzykę na przekór trendom, a jednocześnie wciągając słuchaczy w różnorodne brzmieniowe światy. Przed premierą drugiej płyty pt. “Ostatni raz, kiedy umarłam, miałam na sobie letnie ubrania”, promowanej przez singiel „Widać po nas”, odkryjcie, co inspiruje IKSY i jak wygląda ich artystyczna podróż.
Dlaczego IKSY a nie Igreki?
Nazwa IKSY przydarzyła nam się przypadkiem. Od samego początku chcieliśmy być zupełnie otwarci na różne gatunki. Chcieliśmy je adaptować zależnie od sytuacji. Dlatego IKSY (X) — niewiadoma. Nad Igrekami się nie zastanawialiśmy na samym początku, ale kiedyś ktoś nam powiedział, że stworzy zespół coverowy IKSÓW właśnie o nazwie Igreki i te wersje utworów będą jakieś zupełnie zwariowane.
Na scenie działacie już od czterech lat jako zespół. Opowiedzcie, jak zaczęła się Wasza historia muzyczna.
Wszystko zaczęło się w 2016 roku w liceum w Mikołowie. Razem z Agatą (wokalistką) szukaliśmy kogoś, kto zagra partię wiolonczeli w utworze „Volcano” Damiana Rice’a. Chcieliśmy zagrać tę piosenkę na konkursie młodych talentów w Tychach. Parę razy widzieliśmy, jak po korytarzu chodził chłopak z futerałem na coś, co przypominało skrzypce (wiolonczeli nie uświadczyliśmy). To był Filip. Po konkursie podeszła do nas osoba z pobliskiego baru i zapytała, czy nie chcielibyśmy zagrać koncertu. Wtedy już trzeba było zrobić parę prób i tak jakoś robimy te próby do dzisiaj. Na początku graliśmy w mniejszym, akustycznym składzie, właśnie w trio. Dopiero później dorzuciliśmy do tego sekcję rytmiczną (Artur Gałeczka – bas oraz Piotrek Harazin – perkusja) i zaczęliśmy grać sporo koncertów.
Wasza muzyka to mieszanka różnych gatunków. Czy wynika to z niechęci do szufladkowania, czy może z tego, że żaden konkretny gatunek nie jest w stanie w pełni oddać Waszych inspiracji?
Myślę, że obydwa koncepty są nam bliskie. Jako IKSY zawsze staraliśmy się szukać tam, gdzie nas poniesie, a nie tam, gdzie sobie wcześniej narzuciliśmy. Natomiast nie robimy tego na ślepo (wink). Staramy się mieszać gatunki w taki sposób, żeby ostatecznie miało to ręce i nogi.
A skoro mowa o inspiracjach… Wiemy, co tworzycie, ale zdradźcie nam, czego słuchacie, gdy nikt nie patrzy.
Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie, bo każdy z nas słucha zupełnie różnych wykonawców, gatunków etc. Często przed tworzeniem nowego materiału robimy sobie playlistę, gdzie każdy z nas dodaje parę piosenek, których słuchał ostatnio. To daje nam pewien obszar tymczasowych inspiracji, które będą rzutowały na nowe piosenki. Nie tworzymy w próżni. Chcemy używać sztuki jako inspiracji i narzędzia. To trochę jak dobór kolorów podczas malowania obrazu.
Ptaszki ćwierkają, że niedługo pojawi się Wasza nowa płyta. Na koncie macie już kilka wydawnictw – czy to oznacza, że nie odczuwacie już tremy?
Trema jest zawsze. Niezależnie, czy wydajemy płytę, EPkę, czy nawet jednego singla. To, że wkładamy w muzykę sporo emocji i zawsze staramy się być jak najbardziej autentyczni, to jedna sprawa, ale wydanie czegokolwiek wiąże się ze sporą ilością godzin przepracowanych mniej kreatywnie, a bardziej organizacyjnie. Dlatego cieszymy się niesamowicie, że już niedługo będzie można posłuchać wszystkiego, nad czym pracowaliśmy na przestrzeni ostatnich dwóch lat.
„Ostatni raz, kiedy umarłam, miałam na sobie letnie ubrania” … Tytuł długi, aczkolwiek bardzo intrygujący. Zdradźcie nam, do kogo kierujecie swoje nowe piosenki.
Na albumie znajdują się piosenki dla tych, którzy lubią, kiedy muzyka składnia ich do głębszej refleksji. Każda piosenka jest inna. Gatunkowo, tekstowo… Staraliśmy się ten eklektyzm zawrzeć w koncept. Na płycie znajdziemy wiele odcieni różnych emocji i zależało nam, żeby oddać to również muzycznie. Żeby brzmienie i tekst tworzyły całość.
Singlem promującym „Ostatni raz, kiedy…” jest m.in. Wasz najnowszy singiel „Widać po nas”. Dlaczego właśnie ta spośród 11 piosenek na albumie została wytypowana do promocji?
Promocję tego albumu zaczęliśmy od utworu „Mistrzostwa Świata” i tak naprawdę co miesiąc wydawaliśmy kolejne single. Chcieliśmy pokazać więcej utworów przed wydaniem całości właśnie dlatego, żeby pokazać różnorodność materiału. Akurat „Widać po nas” jest ważnym utworem dla “konceptu” płyty. Agata napisała świetny tekst, który ma uniwersalny przekaz, jak również pcha historię, która rozgrywa się na albumie, do przodu i dodaje do niej kolejne elementy. Muzyczną ciekawostką jest to, że w tym utworze na wstępie słyszymy skrzypce, których nie ma już nigdzie indziej na płycie.
Niebawem wyruszacie w trasę koncertową z Markiem Niedzielskim. W duecie raźniej?
Z Markiem poznaliśmy się przez nasze wydawnictwo — 33 Records. W pewnym sensie symultanicznie wydawaliśmy w tym roku kolejne utwory, które w obydwu przypadkach prowadziły do wydania płyty długogrającej. Stwierdziliśmy, że to świetny pomysł, żeby razem pojechać w trasę. Uważamy, że to połączenie jest naturalne i koncerty będą jedyne w swoim rodzaju.
Są miasta na tej liście, na które czekacie najbardziej?
Jesteśmy bardzo szczęśliwi na wieść, że ponownie odwiedzimy Wrocław, Kraków, czy Łódź. Do uczucia szczęścia dodajmy również ekscytację związaną z zupełnie nowymi dla nas miejscami, takimi jak Warszawa, Gdańsk, Toruń czy Opole. Poznawanie nowych miejsc i ludzi to jedna z najważniejszych rzeczy, których doświadcza koncertujący muzyk. Nie możemy się już doczekać, żeby Was zobaczyć!
Karolina Filarczyk