Kilku niebieskich chłopaków, instrumenty muzyczne oraz miłość do muzyki. Tak powstali B.L.U.E., tak tworzą i polecają się do odsłuchu i podróży w głąb zakamarków duszy.
Od jakiegoś czasu moją uwagę przykuła Grupa BLUE (B.L.U.E.), która łączy w sobie pop z wyraźnymi elementami rockowymi, a także wpływem nowofalowej alternatywy. Zespół składa się z czterech chłopaków, Stefana Chyrca na gitarze, Grzegorza Jakieła odpowiadającego za perkusję, basisty Marcina Łosiowskiego i wokalisty Szymona Ciszka. Przyznam, że ich poczynania śledzę od dłuższego czasu, podczas gdy po raz pierwszy usłyszałam ich na dniach pobliskiej miejscowości. Cechuje ich wyraźna miłość do tego, co robią i brak opieszałości. Nawet gdy grają dla garstki ludzi – dają z siebie wszystko. To coś, co życzę, aby z nimi pozostało.
W ostatnim czasie wydali singiel „Popieprzona Miłość”, który do tej pory zdobył blisko 18 tysięcy wyświetleń na YouTube. Za produkcję odpowiada Tomasz Godek. Do utworu powstał klimatyczny teledysk, w którym chłopaki grają na dachu, gdzie w tle wysnuwa się obraz blokowisk i drapaczy.Totalnie radiowy charakter z bardzo dużym potencjałem oraz chwytliwymi riffami, do których nóżka jakoś tak sama tupie. Utwór, jak i ogólne tendencje muzyczne B.L.U.E. idą mocno w stronę alternatywnego rocka z domieszkami bluesa, tak jest w przypadku najnowszego singla. Wcześniej dosięgnęliśmy z nimi granic rzeczywistości z utworem” JAWA”, również zakotwiczonym w temacie miłości, ale i odkrywaniu siebie.
Na uwagę zasługuje obecność perkusji, która bardzo dopełnia rockowy charakter grupy. Skład z biegiem czasu ulegał zmianie, poza obecnymi od początku Szymonowi i Stefanowi. Pierwsze podrygi zauważamy od 2020 roku, kiedy powstał utwór „Zawróć”. Rok później pojawił się nostalgiczny kawałek „Zostań”, który totalnie mnie urzekł. Jest to spokojna, melancholijna kompozycja z dołączonym wizualnym materiałem. W całości ewidentnie widać inspiracje zasięgnięte od innych polskich artystów, natomiast – co jest rzadkie – nie sprawia to wrażenia kopiowania.
Zespół B.L.U.E. tworzy (na razie) muzykę niszową, z mocnymi ambicjami do wstąpienia w czołówkę polskiej sceny muzycznej, na co bez wątpienia pozwala charakterystyczny wokal Szymona Ciszka, który tka swoim głosem emocje, podobnie jak robi to np. Igor Herbut. I taką też manierę głosu czuć od Szymona, Lemonowe zapożyczenia wcale nie świadczą o negatywach. I nie jest to przypadek, Szymon często na swoich mediach społecznościowych wykonuje swoje interpretacje utworów Igora.
Mają dosyć wyraźną ścieżkę rozwoju, która uwydatnia się w każdym powstającym utworze coraz bardziej. Rok później, powstał twist – „I Tak Wiem Lepiej” brzmieniowo w hołdzie do rock’n’rollowych nut. Co ciekawe, po jednym przesłuchaniu, kawałek tak wpada w ucho, że momentami zaczynam go nucić. A to nucenie nie sprawia ani bólu, ani zawodu, ani nudności. Zawsze istnieje ryzyko, że utwory wpadną jednym, a wypadną drugim uchem.
Ważne jest, by na płycie znajdowały się perełki, które będą przyciągać słuchaczy do ponownego zapętlania. Tak jest w przypadku ich pierwszego krążka. Wracając, po „I Tak Wiem Lepiej” było już tylko lepiej, tzn. pojawił się subtelny i popowy „Dotyk”, a następnie już tylko debiutancka płyta „9”, za którą jak sama nazwa wskazuje, czyha dziewięć w pełni autorskich utworów. Większość tematów w nich poruszanych to miłość i ta mistyczna, odległa w emocjach – ona. Czuję też odwołania do motywów siły wyższej, losu.
Jest jednak coś, co zwróciło moją uwagę ambiwalentnie, a mowa o nazwie zespołu przysparzającej niejednej komplikacji. Miewałam trudność w wyszukiwaniu informacji na temat… Grupy BLUE, a może B.L.U.E. Ale moment, nie, nie, nie mowa o brytyjskim zespole alternatywnym. Myślę, że warto pomyśleć nad tym aspektem, gdyż w przypadku większej rozpoznawalności może stanowić to pewien mur na drodze do pozyskiwania nowych odbiorców. Chyba że za tą nazwą kryje się coś więcej…? Jeśli tak, muszę to wiedzieć!
Całokształt twórczości oceniam bardzo pozytywnie, Dziewiątka jest ze mną od ponad roku, towarzyszyła mi w pracy, aucie, na wypadach. To płyta, która zdecydowanie bardziej „buja” niż zmusza do myślenia i pracy nad sobą. Nie spłyca przekazu, ale z drugiej strony nie znajdziecie na niej lotnej poezji śpiewanej. Płyta mobilizuje, stanowi dobre tło do codziennych prac, poprawia humor, a warstwa muzyczna jest bardzo przemyślana.
Czuć w tych kawałkach jakby ktoś zatrzymał czas i przeniósł nas 10 lat wstecz, do grunge’owej piwnicy w miejskim barze. Grupa BLUE to definitywnie wycieczka w przeszłość oraz dawka nostalgicznych wspomnień. Niestety – płyty raczej nie kupicie fizycznie – i tu oczko w stronę zespołu, bo taka możliwość mogłaby polepszyć niejednemu humor, w tym mnie.
Możecie zerknąć na ich media społecznościowe: klik. Lub po prostu od razu zagłębić się do albumu, w tym celu sprawę wam ułatwię i od razu podsunę link do Spotify.
Recenzja: Natalia Kocoł