Przyznaję, że do tej płyty podchodziłam ze sporym dystansem. Obawiałam się, że Ania, po pokazaniu się w tak mocno zasięgowym show, jakim jest Voice of Poland, może obrać jakiś niesprzyjający jej twórczości, telewizyjno-radiowy kierunek. Ulżyło mi jednak bardzo, gdy odsłuchałam jej debiutu po raz pierwszy. Ulżyło, zaintrygowało i wzruszyło.
Ania Karwan, bo taki tytuł nosi debiutancki album Ani, to zbiór bardzo osobistych historii artystki. Przepełniony jest emocjonalnością, która uderza słuchacza już od pierwszych dźwięków. Biały szum, który otwiera płytę to bardzo intymne spojrzenie w przeszłość, które poruszyło moje muzyczne serce. Stan ten podtrzymała Mała miłość, której warstwa muzyczna, podobnie jak w przypadku Białego szumu, zbudowana jest na bazie dźwięków fortepianu, co dodaje utworom subtelności i tworzy między nadawcą a odbiorcą bardzo prywatną relację.
W kwestii tej płyty najbardziej obawiałam się właśnie tego, że będzie aż nazbyt smutna i ckliwa. Na szczęście mogę sobie te obawy wsadzić w kieszeń! Płyta jest doskonale zrównoważona. Po dość melancholijnym wstępie przechodzimy do bardziej pozytywnych dźwięków. Cud, jeśli dobrze rozszyfrowałam intencje Ani, jest kompozycją skierowaną do jej małej córki, Oliwii. Piękne przesłanie, przepełnione matczyną troską i miłością.
Kolejny utwór to prawdziwy piąty bieg! 3 kilometry w linii prostej, są chyba najbardziej energetyczną kompozycją na tej płycie. No, może na równi z Głupcami. Szybko jednak to tępo zwalnia i kilka kolejnych numerów snuje się w przyjemnym, spokojnym nastroju.
Moją uwagę na tej płycie mocno przykuł Czarny Świt – ostatni singiel promujący album. Oczywiście, słyszałam go już wcześniej, jednak dopiero w otoczeniu pozostałych historii zawartych na płycie, dotarł do mnie tak, jak zdaje się powinien. Jako część pewnej całości wybrzmiał szczególnie mocno i szczerze. Ten przejmujący tekst, podkreślony na koniec subtelnym outro na klawiszach w wykonaniu Tomasza Świerka przyprawia o ciarki, drganie serca, a i łezka w oku może się zakręcić.
Ania nie pozwala jednak słuchaczowi długo pozostać w tym smutnym poruszeniu. Przy okazji Nie boje się tępo znowu trochę przyśpiesza, a ja muszę zwrócić uwagę na pewną istotną rzecz. Mianowicie, dobrze jest poza melancholią i trudnymi historiami, usłyszeć w tekstach Ani i Karoliny Kozak, która ją wspierała, wdzięczność oraz zwyczajne szczęście. Raz, że płyta nie jest przytłaczająca dla słuchacza, niesie nawet pewną nadzieję. Dwa, wskazuje to na dojrzałość Ani, jako artystki i twórczyni, oraz obrazuje pewną drogę, którą przeszła jako człowiek.
Na płycie nie brakuje oczywiście wspomnianych już i dobrze znanych Głupców, którzy podobnie jak Czarny świt nabrali dla mnie w towarzystwie pozostałych utworów nowego, bardziej intensywnego wydźwięku. Całość zaś zamyka utwór Dzięki Tobie. Jeśli ponownie mój zmysł interpretacyjny mnie nie myli, to tym razem mamy do czynienia z przesłaniem od córki dla matki, choć teorii może być oczywiście wiele. Do kogo jednak nie byłaby zaadresowana ta piosenka, jest piękną balladą, która doskonale podsumowuje cały album i wszystkie opowiedziane w nim przez Anię historie. Pomimo różnych doświadczeń, krążek kończy się wszakże happy endem.
Ania dała mi dokładnie taki album, jaki bardzo chciałam od niej dostać. Emocjonalny, ale nie jednostajny w swoim brzmieniu. Dziękuję i biję się w pierś za mój początkowy brak wiary. Słowa uznania należą się również Bogdanowi Kondrackiemu oraz Karolinie Kozak. Ten duet nie zawodzi i tym razem również doskonale połączył dobre, nietuzinkowe brzmienie z chwytającymi za serce słowami. Jestem szczerze zachwycona tym wydawnictwem. Brawo Ania!
Posłuchajcie całości:
Ania Karwan na: