[WYWIAD] Anna Jurksztowicz „Chętnie zaśpiewałabym w filmie o agencie 007…”

Głosu Anny Jurksztowicz nie trzeba nikomu przedstawiać – każdy świadomie, czy  też nie, słyszał go w niejednym polskim filmie, czy serialu. „Na dobre i na złe”, „Kingsajz”, czy „Ranczo”, to tylko wierzchołek góry lodowej osiągnięć wokalistki.


Pod koniec ubiegłego roku ukazała się na polskim runku autorska płyta Anny Jurksztowicz o przewrotnym tytule „O miłości, ptakach i złych chłopakach”. Zapraszam do zapoznania się z zapisem rozmowy, z której dowiecie się m.in. jak zaczęła się przygoda ze śpiewaniem Pani Anny, co kryje się pod nazwą najnowszego albumu, a także co jest warunkiem koniecznym, by piosenka wokalistki zagościła na ścieżce dźwiękowej najnowszego „Bonda”.

Zapraszam!


Anna Jurksztowicz

Karolina Filarczyk

Bardzo dziękuję, że znalazła Pani chwilę, by odpowiedzieć na pytania dla portalu Muzykoholicy.com. Ze sceną związana jest Pani od najmłodszych lat. Jak to się stało, że mała Ania zaczęła śpiewać?

Śpiewanie było dla mnie od dziecka potrzebą niemal fizjologiczną. Jak jedzenie, czy spanie. Mam naturalnie ustawiony głos i ogromną miłość do muzyki. Pamiętam, że już w wieku 5-8 lat muzyka mnie wzruszała i wprowadzała w melancholię, a śpiewanie na głosy było dla mnie ogromną przyjemnością. Dorabiałam zawsze drugi głos do słyszanych melodii.

Pamięta Pani swój pierwszy „poważny” występ? Gdzie to było – szkoła podstawowa, przedszkole?

Występowałam w zespole muzyki dawnej “Musicus” w Szczecinie. Mieliśmy piękny renesansowy repertuar i odjazdowe kostiumy z epoki. Ale dopiero w wieku 16 lat zostałam solistką innego fantastycznego zespołu wokalnego “Music Market” i to właśnie koncerty w tym zespołem były dla mnie w tamtych czasach najpoważniejsze.

Kiedy nabrała Pani pewności, że to właśnie muzyka, będzie Pani sposobem na życie?

Mając 16 lat byłam już mocno zdeterminowana i zdecydowana. Do tej pory jestem bardzo konsekwentna – nie tylko w śpiewaniu. Każdy z nas powinien realizować swoje zdolności i pasje, a już szczytem marzeń jest utrzymywanie się z nich. Mnie się to udało i udaje.

Które spośród wokalistek, zarówno tych światowych, jak i rodzimych są dla Pani największą inspiracją?

Ella Fitzgerald, Randy Crawford, Patti Austin, Aretha Franklin, Roberta Flack, Joni Mitchell i wiele, wiele innych. Każda z nich jest genialna. Na przykład Ella Fitzgerald była przykładem tajemniczego dysonansu – albowiem wychodziła na scenę niczym gospodyni domowa, a po zaśpiewaniu kilku fraz powalała publikę na kolana. To były stare dobre czasy- kiedy wokalistki nie wykorzystywały kokieterii i minoderii, tylko wykorzystywały jedynie swój głos. Z młodszego pokolenia bardzo lubię Tylor Swift i Lanę del Ray, a i naszym kraju jest wiele ciekawych wokalistek, lubię Anię Dąbrowską, Kasię Kowalską, Beatę Kozidrak, Patrycję Kosiarkiewicz, Grażynę Łobaszewską. Zauważyłam, że obecnie już nie potrzeba mieć własnego repertuaru, aby mieć status gwiazdy. Niektórzy wokaliści śpiewają wyłącznie covery. Dlatego na moich koncertach także i ja po nie sięgam. Są to utwory z repertuaru mojej ulubionej wokalistki Anny Jurksztowicz (śmiech).

W jednym z wywiadów żali się Pani, że współczesne piosenki znacznie różnią się od tych, które popowstawały w czasach Pani młodości. Główną różnicą jest znaczne uproszenie zarówno w muzyce, jak i w wykonaniu. Myśli Pani, że karta się odmieni? Młodzi muzycy zaczną znowu pracować z żywymi instrumentami, bez nadmiernego akompaniamentu klawiatury komputera?

Ja się nie żalę, tylko na zimno komentuję to, co się dzieje w muzyce rozrywkowej. Muzycy zorientowani są teraz na sukces, a nie na jakieś artystyczne wartości. Współczesne piosenki są mocno trywialne, traktują w zasadzie o niczym. Nie ma w nich nie tylko kantyleny, ale i smaku, wdzięku, czaru, poetyki itp. Współczesne piosenki są elementem jakiejś quasi sportowej rywalizacji. Nie ważne jak, ważne, by dostać się na scenę i antenę. Niestety jak pokazuje historia sztuki, tudzież muzyki, zapisują się w niej te dokonania, które odwołują się do wyższych, wspominanych przeze mnie wartości. Mamienie mas ma bardzo „krótkie nogi”.

We wrześniu ukazała się Pani najnowsza płyta. Tutaj zdecydowanie nie ma mowy o uproszczeniu! Doskonałe aranże, świetny wokal i teksty, które od razu wpadają w ucho. Proszę zdradzić, z kim Pani współpracowała podczas tworzenia materiału. Mąż i syn także dorzucili swoje „kamyczki do ogródka”?

Tym razem nie. Muzykę skomponował Andrzej Bonarek, a słowa napisał Michał Zabłocki. Bardzo dziękuję za tę pozytywną mini recenzję. Efekt jest taki jaki słychać (śmiech). Raczej się nie da tego opowiedzieć.



„O miłości, ptakach i złych chłopakach” – co kryje się pod tą nazwą?

Są to piosenki o miłości, o związkach czasami nieudanych. Przy czym ptaki są zawsze dobre i pozytywnie inspirują poetów do wplatania ich do akcji. Jak wiatr, słońce, niebo – to takie niezbędniki w piosenkach. Jeśli chodzi o stylistykę muzyczną, staraliśmy się aby piosenki te były po trosze staroświeckie, vintag’eowe. Ale jest to pop w czystej postaci. Śpiewam o problemach, które sama przetrawiłam, o perypetiach, które przeszłam, o refleksjach, które miałam i mam. Jest to więc płyta realistyczna, nie wyabstrahowana na potrzeby rynku.

Na nowy, w pełni autorski album kazała Pani czekać ponad 20 lat. Wraca Pani do fanów w wielkim stylu! Płyta obfituje w różne style, emocje, doskonale się jej słucha zarówno w samochodzie, jak i przy lampce wina z przyjaciółmi. Która piosenka z płyty jest Pani ulubioną? W którym stylu czuje się Pani najlepiej – disco, blues?

Właściwie to cała płyta jest moją ulubioną – prawdę mówiąc wszystkie piosenki mają to coś, spójne brzmienie i nastrój, dlatego są integralną częścią tego „concept albumu”. Najlepiej czuję się chyba w jazzowej balladzie. Trudno mi mówić o czymś co już zrobiłam – choć łatwiej niż o tym co zrobię (śmiech).

Jest Pani królową polskiej piosenki filmowej i serialowej. Do Pani należą utwory znane m.in. z filmu „Kingsajz”, serialu „Na dobre i na złe”, czy „Ranczo”. Jakie to uczucie, kiedy wszyscy znają, nucą i oglądają, ale tylko dociekliwi wiedzą, że te hity, to właśnie Pani praca?

Na szczęście mój głos jest rozpoznawalny i trudno mnie pomylić – zwłaszcza z mężczyzną. Nie mam większego wpływu na recepcję mojej „filmowej” twórczości. Po prostu zaśpiewałam te piosenki bo miałam okazję, a bardzo lubię pracę w studiu nagraniowym. Piosenki serialowe z oczywistych względów nie są grane przez radia, a mimo to są bardzo dobrze wypromowane, znają je wszyscy na pamięć. To pokazuje też potęgę telewizji. Jeżeli ktoś nie miał pojęcia, że ja je śpiewam i dopiero podczas koncertu odkrył tę tajemnicę, to cieszę się, że mój głos może kojarzyć się ludziom z miłymi wspomnieniami.

Ma Pani w planach koleją filmową piosenkę? Sugeruję piosenkę „Mój książe” – doskonale wpasowuje się w klimaty agenta Jej Królewskiej Mości – 007 z licencją na zabijanie.

Plany pojawiają się znienacka (śmiech). Chętnie zaśpiewałabym w filmie o agencie 007- o ile zagrałby go znowu Pierce Brosnan. (śmiech).

A skoro już o planach mowa. Gdzie będzie można Pani posłuchać z nowym materiałem?

Rok 2019 obfituje w dużo moich koncertów, zarówno z orkiestrami jak i z moim zespołem. Wszelkie informacje na ten temat zawarte są na mojej stronie internetowej. Udostępniam je także na swoich profilach społecznościowych.

Czego pożyczyłaby Pani naszym czytelnikom na nowy rok?

Pieniędzy nie pożyczam (śmiech). Ale życzę wszystkim czytelnikom zdrowia, dobrego samopoczucia i dobrej zabawy podczas słuchania dobrej muzyki, na przykład mojej najnowszej płyty. Niedawno po koncercie usłyszałam od rozentuzjazmowanego fana takie piękne wyznanie: „Pani Aniu, uwielbiam Panią. Byłem na Pani już 3 razy”.

Bardzo dziękuję za rozmowę!


PHOTO: WOJTEK OLSZANKA/EAST NEWS WARSZAWA 2014 SESJA WOKALISTKI ANNY JURKSZTOWICZ N/Z: ANNA JURKSZTOWICZ WYMAGANY OPIS ZDJĘĆ: PHOTO: WOJTEK OLSZANKA SUKIENKA, KOSZULA, BUTY – ANNA CICHOSZ FASHION DESIGNER MAKE-UP: KOLETA GABRYSIAK HAIR: SYLWIA SMUNIEWSKA SYLIST: EWA MUSZKIET

Zobacz więcej:

Strona oficjalna

Facebook

Instagram

You Tube

 

Podziel się swoją opinią ;)