Najszczęśliwszy na świecie jest ten, który żyje pasją i z pasji. Paweł Domagała bez wątpienia należy to tej grupy osób!
Zapraszamy do lektury naszego wywiadu z cyklu „Gwiazda u Muzykoholików”, z którego dowiecie m.in. skąd się wziął pomysł na muzykę, o co chodzi w „Weź nie pytaj” i jakie wspomnienia pozostawi w Pawle rok 2020r.
Karolina Filarczyk
Paweł Domagała
Gdyby podzielić Pawła Domagałę procentowo na aktora i muzyka, to która profesja byłaby w zdecydowanej przewadze?
Zawsze chciałem być i muzykiem i aktorem, nie potrafię procentowo określić, czy we mnie jest więcej jednego, czy drugiego. Dzięki temu, że funkcjonuję w dwóch artystycznych światach, mam większą wolność. Mogę wybierać propozycje filmowe, które mnie interesują, bo mam drugie źródło zarobku. Mogę robić muzykę, jaką lubię bez konieczności kalkulowania i obawy, że wypadnę z branży. Kiedy jednak jestem aktorem, to jestem aktorem, a jak muzykiem, to muzykiem. Staram się nie łączyć tych rzeczy, więc raczej nie zobaczycie mnie na koncercie poezji śpiewanej.
W twoim dorobku stosunkowo niedawno pojawiła się trzecia płyta. Gdyby ktoś powiedział Ci dziesięć lat temu, że to tego dojdzie, dałbyś wiarę?
Biorąc pod uwagę, że na pierwszą płytę odkładałem siedem lat, to raczej tak daleko, jak trzecia płyta nie wybiegałem myślami. Na początku nie miałem też wielkich oczekiwań, a z drugiej strony byłem o siebie spokojny. Muzyka sprawiała mi radość i dawała ukojenie. Gdybym nie wydawał płyt i nie grał dużych koncertów, grałbym dla własnej przyjemności.
„Synu mój”, utwór z najnowszej płyty, to bardzo osobisty przekaz kierowany do twoich fanów. Nie po raz pierwszy serwujesz takie osobiste wycieczki. Nie boisz się, że przez takie wynurzenia staniesz się łatwym celem dla hejterów?
Po pierwsze celem hejterów można stać się niezależnie od tego, co się robi — wystarczy być popularnym. W Polsce hejt internetowy osiąga już bardzo niebezpieczny wymiar, zastanawiam się, czy jest choć jeden popularny człowiek, który nie spotyka się z agresją? Autorytet szanowany przez wszystkich, ponad podziałami?
Po drugie, staram się być autentyczny w tym, co robię – grać muzykę, której chciałbym słuchać, zachowywać się tak, by być fair wobec siebie i innych. Nie zastanawiam się, czy moja muzyka, wypowiedzi czy postępowanie wywoła hejt. Nie kalkuluję w muzyce i nie buduję też swojego wizerunku. Stoję za tym, co robię i mam w******e, jeśli komuś to nie odpowiada. Zależy mi natomiast na szczerej rozmowie z fanami, przede wszystkim poprzez muzykę. Każda moja płyta to swego rodzaju dzienniczek uczuć, opis stanów i emocji. Wyrzucam je z siebie i sprawia mi to ulgę. Moi odbiorcy to bardzo konkretna grupa ludzi o podobnej wrażliwości do mojej. Mamy już wspólny język i myślę, że dobrze się rozumiemy.
Życie to idealne źródło inspiracji. Pisząc swoje teksty, bazujesz głównie na swoim, czy zdarza Ci się podkradać historyjki od przyjaciół i znajomych?
Z tym jest różnie. Często własne przeżycia inspirują mnie do napisania tekstu, ale bardzo często zdanie, czy historia, którą usłyszę od bliskich, przyjaciół jest punktem wyjścia do piosenki. „Weź nie pytaj” wzięło się na przykład z krakowskiego powiedzenia: „no weź zrób”, „no, weź zobacz”, którego często używa moja żona Zuza Grabowska.
„Opowiem Ci o mnie”, „1984” i… „Wracaj”.
Zbieg okoliczności, koncept artystyczny, czy podprogowy przekaz dla uważnych słuchaczy? Czym kierowałeś się przy nadawaniu tytułów poszczególnym albumom?
To zawsze jest koncept artystyczny, bo z Łukaszem Borowieckim traktujemy albumy jako skończone całości i zależy nam, by fani tak ich słuchali. „Opowiem Ci o mnie” to pierwsza płyta, więc była takim muzycznym przedstawieniem się „1984” nawiązuje do roku moich narodzin i jest z jednej strony spojrzeniem wstecz, a z drugiej przyglądam się sobie oczami małego Pawła i zastanawiam się, czy jestem taką osobą, jaką chciałem być? Co bym powiedział sobie sprzed lat, gdybyśmy się dzisiaj spotkali? Czy dokonałbym dzisiaj takich wyborów, jakich dokonałem kiedyś? Natomiast „Wracaj” to powrót to radości, bezczelności i bezkompromisowości z czasów młodości, a w wymiarze muzycznym powrót do ulubionych gatunków.
Masz swoje perełki, tzw. gwoździe programu, bez których żaden twój koncert nie mógłby się odbyć?
Staramy się, by każdy koncert był inny i dlatego często zmieniamy repertuar, dostosowujemy do przestrzeni, miast. Chyba nie ma takich utworów – gwoździ programu.
Zakładamy, że w tym roku wracamy do normy… W jakim najbardziej szalonym, niedorzecznym, wyjątkowym miejscu chciałbyś zagrać koncert?
Chciałbym przede wszystkim zagrać koncerty w Stanach Zjednoczonych, które już były zaplanowane, ale przeszkodziła nam pandemia.
Jak rok 2020 zapisze się w twojej pamięci?
Moja żona mówił, że z 2020 nikt nie wygra. Ja mam nadzieję, że przynajmniej udało mi się z nim zremisować. Zagraliśmy zaledwie kilka koncertów, w tym kilka online, ale mimo niesprzyjających okoliczności i rad „rekinów biznesu” wydaliśmy płytę „Wracaj”, bo obiecaliśmy to fanom. Do sieci wpuściliśmy kilka teledysków. Nie odbyła się premiera filmu według mojego pomysłu i z muzyka moja i Łukasza, czyli „Na chwilę, na zawsze”. Byłbym jednak hipokrytą, gdybym narzekał. Jako twórca wiem, że w tej branży bywają trudne momenty, więc z zasady oszczędzam na czarną godzinę. Mi udało się przejść przez 2020 suchą stopą, ale bardzo współczuje koleżankom i kolegom, którzy z dnia na dzień stracili źródło utrzymania, np. w teatrze.
Na koniec pytanie, którego wprost nie mogę sobie odpuścić [śmiech!] „Weź nie pytaj, weź się przytul”, to chyba jeden z bardziej memogennych tekstów piosenek ostatnich lat. Często ludzie szeptają go pod nosem, kiedy Cię widzą? Nie masz zwyczajnie dość tej piosenki? ?
Nie mam jej dość, bo ja lubię swoje piosenki. A popularność „Weź nie pytaj” trochę nas ominęła, bo w tym czasie rodziło mi się dziecko, później pracowałem intensywnie na Mazurach na planie „Żmijowiska”. Teraz trochę żałuję, że nie cieszyłem się tym wtedy, że nie przeżywałem tego momentu. Z tym utworem wiąże się też zabawna sytuacja – piosenkę odrzuciły właściwie wszystkie duże stacje radiowe jako utwór, który nie ma szans trafić do polskiego słuchacza, a co dopiero podbić jego serce. Utwór chętnie grały natomiast mniejsze niezależne czy regionalne radia, ludzie zaczęli wysyłać sobie ten numer jako pocztówkę miłości. To było dla mnie bardzo wzruszające.